Diagnoza:
Rak jajnika – Adenocarcinoma mucinosum G3

Data:
2007 r.

Moja pierwsza myśl po diagnozie:
Umrę… Co będzie z moim 4-letnim synem – Kacprem… Czułam głównie strach i rozpacz. Płakałam przez pierwszy tydzień prawie cały czas.

Moim zdaniem choroba pojawiła się, bo:
Nie kochałam siebie, nie czułam się wystarczająca ani godna miłości taka jaka jestem, nie czułam się ani piękna ani kobieca…ciągle „nie taka”. Dużo było we mnie żalu, złości…sporo nieprzepracowanych emocji i „niedokochanego, nieutulonego dziecka”.

Leczyłam/em się (gdzie?):
IO Gliwice (chemia) i Uniwersyteckim szpitalu w Katowicach (operacja)

Dodatkowo stosowałam/em:
medytację, wysokie dawki C, D3+K2mk7, spirulina, cordyceps, Omega 3, CBD, w fazie początkowej onkoterapeuta (bardzo pomocne, wrzuciła mnie na właściwy tor), terapia Gersona, zmiana diety, dużo ruchu. Świadomie też usunęłam w tamtym czasie z mojego otoczenia ludzi, którzy mi nie służyli i zmieniłam pracę. Sporo tego było…mogłam coś pominąć 😉

Najlepsze było dla mnie:
Bycie świadomym, aktywnym (czasem pyskatym) pacjentem, wzięcie kwestii zdrowienia w swoje ręce, nawet chemię mi zmienili na moje życzenie z cisplatyny na carbo…wyczytałam, że działanie to samo, ale carbo ma mniej skutków ubocznych i jest lepiej tolerowane. Szukanie pozytywów i dobrych informacji na RZETELNYCH www, nie na forach. Poczułam wtedy bardzo mocno własną sprawczość – i uwierzyłam, że wyzdrowieję. Najbardziej pomogła mi medytacja i zrzucenie „starej skóry”, to było bardzo uwalniające.

Najgorzej wspominam z tego okresu:
Brak dostępu do wiedzy i wsparcia, jakie dziś nawet na Uzdrowionych, jest na wyciągnięcie ręki.

Choroba zmieniła moje życie, bo teraz:
Jest lepsze, pełniejsze, więcej w nim miłości do samej siebie, zrozumienia, akceptacji w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu (siebie, innych, spraw, na które mam ograniczony wpływ…), więcej we mnie spokoju i lepiej siebie czuję, radzę sobie z przeciwnościami losu – mając taki punkt odniesienia jak czas choroby nowotworowej, niewiele rzeczy można uznać za prawdziwą dramę i tragedię 😉
Lepiej o siebie dbam i bardziej doceniam chwilę i dobrych ludzi wokół. Żyję bardziej 😉


Chciałabym/bym powiedzieć tym, którzy dopiero zachorowali….
Póki żyjesz, wszystko możesz, nie czekaj na odpowiedni moment, nie odwlekaj życia na później, weź sprawy w swoje ręce, bo masz w sobie moc uzdrowienia siebie – swojego ciała i duszy. Lekarze, terapeuci czy kościół mogą Ci pomóc, ale to Ty masz największą sprawczość!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *